Witam,
Mam 16 lat i depresję. Ogólnie kiepskie samopoczucie gnębi mnie od półtora roku. Wszystko zaczęło się, gdy pewien zakochany we mnie chłopak zrozumiał, że się nim nie interesuję. Przez ponad 5 miesięcy znosiłam obelgi, które słał pod moim adresem: „Ty bura suko”, „Ty ***”, „Nikt się nie pytał o zdanie cwelu” itd. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką formą agresji, więc zupełnie nie wiedziałam co robić. Klasa widząc moją bierność przyłączyła się do tej „zabawy”. A ja, wtedy niezwykle wrażliwa młoda osoba, zapłakana szukałam pomocy u psychologa, pedagoga, wychowawcy i w poradnikach. Wszyscy mówili ignoruj i powiedź rodzicom, wyjaśnij atakującym cię, że jest ci przykro. Robiłam tak… aż zrozumiałam, że to wszystko co radzą mi ci „mądrzy” dookoła jest gówno prawdą. Ataki wręcz nasilały się, a gdy w końcu pedagog i wychowawca zabrali moich prześladowców na „poważną” rozmowę, ci ich wyśmiali i mieli wręcz satysfakcję, że „pobiegłam do mamusi”. Dzień w dzień zalewałam się łzami. Wiele razy chciałam ze sobą skończyć. Sądziłam, że to moja wina, że może powinnam dać się temu chłopakowi.
Zakończenie roku szkolnego było dla mnie błogosławieństwem. Dwa obozy z zupełnie obcymi mi ludźmi i kompletny „detoks”. Nabrałam dystansu i obiecałam sobie nigdy więcej nie stanę się ofiarą. Zrozumiałam, że nie mogę już zwierzać się za swoich problemów osobom dorosłym. Poskutkowało.
Pierwszego dnia roku szkolnego weszłam do klasy z dumnie podniesiona głową. Pierwsze co zrobiłam, to zmierzyłam ostrym wzrokiem wszystkich, którzy w niej byli. Potem usiadłam z pewną kujonką, a gdy ta tylko zaczęła radośnie: „Hej suko, jak wakacje” (nawet kujoni się nade mną pastwili), odpowiedziałam: „Nic cwelu, udało ci się wykuć tą encyklopedię?”. Od tamtego dnia Nie jestem już słodka i milutka. Nie mogę być. Jak na ironię, po miesiącu osoby, które się nade mną pastwiły, stały moimi przyjaciółmi. Wiedzą doskonale, że gdy zaatakują, odpowiem ze zdwojoną siłą. Wszystkich ich zwróciłam przeciwko, chłopakowi od którego to się zaczęło. To zabawne, ale sądzę, że to ci wyżywający się na mnie ludzie, tak naprawdę mnie „stworzyli”. Z uroczej marzycieli zmieniłam się w sarkastycznego introwertyka. I sama już nie wiem kim jestem.
A, i za wszystko obwiniam dorosłych. Gdyby zechcieli mi naprawdę pomóc, być może później nie zdarzyły by się rzeczy, które powodują, że teraz znowu chcę się zabić.