Cześć!
Jestem od 5 lat partnerką chorego na CHAD. O chorobie wiem od dawna. OD samego początku naszej znajomości F. przyjmuje leki. Od ponad roku chodzi na terapię. Nie znałam go kiedy nie był na lekach. Od niego samego wiem że było z nim różnie. Lata początkowe kiedy przyjmował leki, ale kiedy nie był jeszcze w terapii pamiętam jako PIEKŁO! Teraz w terapii jest troche lepiej ale ja już jestem wrakiem. Czuje, że już nigdy nie będę sobą po tym co przeszłam.
Wiele osób na forum pisze jak trudno jest żyć z chorym, który się nie leczy. Ja żyję z chorym który się leczy psychiatrycznie i terapeutycznie. I co z tego kiedy po 5 latach jestem wrakiem człowieka. Mam depresję/nerwicę i generalnie nie mam ochoty żyć. Jestem wykończona. Poszarpana. Poraniona. A podobno F. ma lekkie stadium (nigdy nie było potrzeby szpitala psychiatrycznego itd). F. jest złośliwym człowiekiem, ogromnym egocentrykiem, przebiegłym manipulatorem. Trudno się bronić przed kimś takim.
Często słyszę, że jestem zbyt poważna, że nie umiem się cieszyć życiem, że się nie uśmiecham, że się za łatwo denerwuję, że jestem typem zawałowca.
To że jestem typem zawałowca słyszę od jakiegoś czasu, regularnie i często. Słowa te sączą się powoli każdego dnia, aż do momentu kiedy zaczynasz w to wierzyć. I wyobraźcie sobie ze ostatnio żle się poczułam i byłam przekonana że mam stan przedzawałowy. Zgłosiłam się przerażona do szpitala. Po wykonaniu USG lekarz stwierdził ze serce mam OK ale nerwy już niekoniecznie.
Proszę napiszcie jakie są wasze doświadczenia. Dziękuję.