Odkąd pamiętam mam niską samooceną, jestem bardzo krytycznie wobec siebie nastawiona i źle znoszę porażki. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Odkąd najbliższa mi osoba ciężko zachorowała, wszystko zaczęło się sypać. Stres, który towarzyszy mi od dzieciństwa uległ znacznemu nasileniu. Teraz mam wrażenie, że jest obecny stale. Czasami wręcz nie wiem czym się denerwuję ale cała w środku drżę. Tak jakby to już tak miało być. Od niedawna podczas silnego stresu zaczęły pojawiać się bóle głowy, boli mnie kark, brzuch, nie mogę złapać oddechu. Waga spadła do 42kg... Pomimo głodu mam problem aby coś przełknąć. Wmuszam na siłę ale nie jestem w stanie za wiele zjeść. Jedzenie przestało mi sprawiać przyjemność. W nocy budzą mnie koszmary, a rano budzę się kilka godzin przed budzikiem i nie mogę już zasnąć. Straciłam serce do pasji, które kiedyś miałam. Codziennie powtarzam sobie, ze od jutra do nich wrócę, spróbuję, ale nic z tego nie wychodzi. Nie potrafię się zmusić. Kompletnie nie mam energii. Proste codzienne czynności są dla mnie wyczynem niczym wejście na Mount Everest. Cały czas czuję się przygnębiona i zmęczona. I pojawia się poczucie winy. Rozważam pójście do psychiatry, ale targają mną wątpliwości. Może to przesada? Może to tylko lenistwo? Może jutro, za tydzień albo za dwa to wszystko samo minie? Może to tylko chwilowy "spadek formy"? Może usłyszę, że niepotrzebnie przyszłam? A jeżeli nie będę w stanie wydusić z siebie słowa? Na samą myśl o takiej wizycie czuję ogromny lęk i wstyd. Nie wiem czego mogę się po niej spodziewać. Kompletnie nie wiem co zrobić ze swoim życiem. :(