Hej,
Jest mi tak przykro, że nie wiem już co mam robić. Potrzebuję bliskości innych osób, mam na myśli przyjaciół i dziewczyny której nie mam. Wiele osób z którymi długo budowałem przyjaźń po moich epizodach depresyjnych i mieszanych i podwyższonego nastroju przestało się ze mną zadawać i odmówiło mi dalszej relacji. Ja naprawdę chcę dobrze i kocham ludzi, daje zawsze całego siebie w relacji. Jest mi tak przykro, że ludzie mnie porzucają i nawet już później telefonu nie odbierają ode mnie. Sprawa jest bardzo poważna. Żyje w ciągłym stresie i smutku bo nie wiem kogo jeszcze stracę. Krótko opiszę swoje zachowanie podczas depresji. Zdarza się ze powiem coś wtedy nieoczekiwanego lub np . podejmę jakaś zła decyzję lub wybór, odczuwam duży lęk przed utratą relacji z bliską osobą. Odczuwam smutek przygnębienie i mam myśli samobójcze które mnie tak bolą wewnątrz i czasem płacze wewnątrz duszy. Jestem wierzący i wiara trzyma mnie przy życiu. Nikomu bym nie zrobił krzywdy prędzej sobie. Tak bardzo kocham pewną dziewczynę, wyznałem jej miłość, lecz ona nie chce mnie jako chlopaka, męża. Tylko przyjaźń z jej strony. To bardzo kochana osoba, zranilem ją kiedyś przez chorobę bo powiedziałem ze mnie nie docenia i traktuje jak dodatek do jej życia. Nie chciałem jej tak powiedzieć byłem w depresji i miałem czarne myśli. Nie kontrolowałem tego co mówię. Jeszcze ten brak krytycyzmu mi doskwiera, myślę że coś dobrze robię a źle wychodzi później. Żyje na ciągłej Huśtawke nastrojów i to się ludziom nie podoba. Przepraszam wszystkich których skrzywdzielm zachowaneim, nie miałem wpływu na to. Czasem byka jeszcze psychoza. Odczuwałem wrogość ludzi do mnie i zle się nastawiałem. Żyje w chaosie jakimś nie wiem co będzie jutro. To jak tykająca bomba. Przepraszam ze tak chaotycznie piszę ale mam dużą gonitwe myśli i chcę wszystko wyrazić co czuję i jak czuję się taka osoba jak ja która choruje i nikt nie rozumie mnie, nawet nie stara się zrozumieć. Obecnie boję się że stracę kontakt z tą dziewczyną ktora kocham najbardziej na świecie . Próbowałem z nią się nie odzywać ale było jeszcze gorzej jak ze mną nie rozmawiała i było mi tak źle jak bym utracił bardzo dużą część siebie. Uwierzcie mi ta choroba to istne Piekło, pytanie za co to wszystko. Przyjmuje to wszystko co mnie dotknęło bo to mój krzyż
ale jakże ciężki. Jeszcze raz przepraszam moich najbliższych których krzywdzę a nie chce Tego i nie mogę powstrzymać. W mani cierpi moja rodzina i bliscy odwalam różne rzeczy których żałuję. Wszyscy mają już dosyć nawrotów tej choroby ja też. Tak mi źle. Jeśli ktoś To czyta to proszę o pomoc w zakresie jak sobie radzić z odrzuceniem przez ludzi których kocham i wszystko bym dla nich zrobił a dla tamtej dziewczyny jeszcze więcej. Jest mi tak przykro dzisiaj jak to piszę moje serce ocieka łzami, a fizycznie po mnie tego nie widać. Proszę o pomoc, moze ktoś się wypowie czy ma podobnie i jak siebie radzi z tym. Dziękuję :(