"Ktoś ma wielki płomień w duszy, ale nikt nie przychodzi się przy nim ogrzać; przechodnie widzą tylko nikły dym unoszący się z komina i idą dalej swoją drogą".
Kiedy żyję codziennie wśród ludzi jestem samotna w tłumie nikt nie chce ze mną porozmawiać.Nie chcę nic więcej,tylko rozmowy trochę uwagi.Tego aby ktoś mnie wysłuchał.Mam rodziców i mam 19 lat.Rodzice mnie kochają i ja ich też ale oni nie zdają sobie sprawy z ogromu mojego cierpienia.Czasem zastanawiam się jakby to było cały czas pracować i nie myśleć o własnym smutku.Ale nie ja zawsze kończę naukę szybko i potem chodze godzinami między ścianami domu rozmyślając o swojej samotności.To męczarnia czekanie na czyjś telefon gdy wiem że nikt nie zadzwoni,jaki jest sens posiadania figury której nie można nikomu pokazać,drogich kosmetyków którymi nigdzie się nie pomaluję.Czasem myślę kto by mnie chciał taką łamagę jak ja...Takiego złamanego człowieka jak ja?
Zawsze byłam wyśmiewana,gdy byłam mała rówieśnicy nie chcieli się ze mną bawić,teraz rówieśnicy wykorzystują moje dobre serce,cierpliwość by przelać na mnie swoje troski i nie obchodzi ich co ja czuję.Każda "przyjaźń" kończy się porażką,odrzuceniem.Nie mam ochoty wychodzić z domu,robię to bo muszę w pewien sposób mnie to ratuje.Rodzice chcą żebym więcej wychodziła do ludzi toteż czasem mi się zdarzy i wtedy kończy się to kolejnym cierpieniem,kolejną dawką przytłaczającej samotności,żółci którą nie sposób przełknąć przez gardło,tej guli która narasta i która nie pozwala mi odetchnąć.Chcę byc taka jak inni,zawsze sie do nich przyrównywałam bo chciałam prowadzić normalne życie.Chciałabym pójść z kimś na spacer,dotknąć ręki,pocałować.Ale wiem że to tylko strefa marzeń,bolesnych marzeń bo wiem że gdy marzenie sie skończy to przyjdzie czas na życie pełne cierpienia,melancholii i samotności.
Nie zrozumcie mnie źle,nie jestem desperatką ale po prostu trudno o tym zapomnieć...