Cześć,
Chciałabym podzielić się historią dotyczącą mojego związku i usłyszeć co o niej sądzicie. Jestem nieco pogubiona, bo nie do końca rozumiem przebieg pewnych wydarzeń – może osoby bardziej doświadczone pomogą mi nazwać to, z czym przyszło mi się zmierzyć. Zacznę od tego, że mojego byłego już partnera poznałam około 1,5 roku temu. Byłam wówczas świeżo po rozstaniu z moim długoletnim partnerem.
Znajomość ta wydała mi się pozytywnym zaskoczeniem, gdyż dał mi się on poznać jako osoba niezwykle otwarta, energiczna, z mnóstwem pomysłów na siebie i dla której nic nie jest problemem. Szybko okazało się, że mamy bardzo wiele podobieństw, wspólnych pasji, zainteresowań. Nasz każdy dzień był wypełniony wieloma zajęciami – z jednej strony wydawało mi się to fajne, natomiast chwilami czułam, że nie nadążam i czuje się wyczerpana. Tak jakbym nie dotrzymywała mu kroku. Partner dosyć często wydawał mi się nienaturalnie pobudzony do działania – zastanawiałam się skąd czerpie energię na to wszystko. Zdarzało się, że pod koniec dnia tak jakby gwałtwonie opadał z sił. Nie wzbudzało to jednak we mnie większych podejrzeń – po prostu miałam go za super ekstrawertyka.
Z biegiem czasu (po kilku miesiacach zdecydowalismy się ze sobą zamieszkać, bylam pierwsza kobieta, z ktora kiedykolwiek mieszkal) zaczęly mieć miejsce częste zmiany jego nastroju. Bardzo czesto zapewniał mnie o swojej nieskonczonej milosci wobec mnie, ze w koncu udalo mu sie znalezc dziewczynę taka jak on, ze w koncu może załozyc rodzinę, ktorej tak mu brakowalo (ojciec porzucil go w dziecinstwie, nie mieli kontaktu przez ostatnie lata – wrecz pałał do niego nienawiscia. Matka byla bardziej jak kolezanka, czesto powtarzal, ze brakowalo mu matczynej milosci). Wychwalal mnie rowniez wsrod swojej rodziny. Mialam z nimi bardzo dobry kontakt, potwierdzali mi, ze bardzo jest mna zafascynowany i nie mial nigdy lepszej partnerki. Mial tez bardzo wysokie mniemanie o sobie – uwazal sie za wybitnie dobrego czlowieka, porzadnego mezczyzne jakich juz nie ma. Czesto gardzil zlymi zachowaniami innych i je dostrzegal, natomiast sam byl bezkrytyczny. Jego zwiazki w przeszłości nietrwałe – głównie przelotne znajomości, które jak twierdził zawsze pierwszy kończył, bo coś mu przeszkadzało i nie trafil na odpowiednia partnerkę. Czesc z nich mianowal na kolezanki, bo uznal, ze nie nadawaly sie do zwiazku.
Z wielkiej radości, euforii nagle zmieniał się w poirytowanego najdrobniejszą rzeczą. Automatycznie zmienial mu sie wyraz twarzy. Zdarzało się, że np. Wmawiał mi, że stracił humor, bo uznał, że jestem obrażona. Potrafił wówczas spakować się i wyjść z domu bez słowa, aby wrócic na drugi dzień z bukietem kwiatów i przeprosić. Przez ten czas karał mnie milczeniem. Czesto zamykal sie w pokoju i siedzial obrazony, mowiac, ze przy zadnej dziewczynie nie obrazal sie tyle co przy mnie. Zdarzylo sie nawet, ze wybiegal z domu krzyczac, ze jest przytloczony i nie umie opanowac emocji. Oczywiście nigdy nie chciał wracac do tematu kiedy chcialam wyjasnic sytuacje.
Czesto siegal po alkohol. Narzekal na nude i twierdzil, ze alkohol mu ja wypelnia, bo ja nie proponuje mu wystarczajaco duzo rozrywek i czuje pustke w srodku. Czesto mielismy o to sprzeczki, obwinial mnie, ze sie czepiam, by nastepnie wpadac w histerie i blagac o wsparcie i terapię. Jak się pozniej okazalo – zatail tez fakt iz w przeszlosci byl na terapii uzaleznien od narkotykow. To co wzbudzilo rowniez moj niepokoj, to jego brak konsekwencji w dzalaniu. Czesto wymyslal „zajawki”, ktore aktualnie byly dla niego na czasie. Niestety konczyly sie one tak szybko jak je wymyslal. Raz chcial, potem nie chcial, aby koncowo zarzucac mi, ze do czegos go zmuszam albo go nie wspieram wystarczajaco w jego planach i rzekomych pasjach.
Pomimo, iz kreowal sie na ekstrawertyka, twierdzil ze nie ma potrzeby spotykac sie ze znajomymi bo wystarczy mu moje towarzystwo i wlasciwie nie ma bliskich znajomych; wyszalal sie juz w zyciu i chce normalnej rodziny. Czesto mowil o slubie i strasznie idealizowal mnie wsrod bliskich. Bardzo dazyl do kontaktu z moim tata, poniewaz jak twierdzil – zastepowal mu prawdziwego ojca. Bardzo czesto mowil o uczuciach, natomiast nie potrafil ich okazywac – mowil, ze nikt go nie nauczyl i oczekuje tego ode mnie, jednoczesnie byl bardzo zdystansowany gdy probowalam. Zblizenia najczescie mialy miejsce tylko po alkoholu, bo jak twierdzil – bliskosc nie sprawia mu az takiej przyjemnosci i boi sie, ze cos bedzie nie tak na trzezwo.
Mowil, ze bardzo chcialby isc na terapie i raz do psychiatry - mial we mnie wsparcie i chec aby isc z nim, natomiast zazwyczaj nie robil zadnego kroku w tym kierunku. Mielismy zaplanowane wakacje i poprosil mnie, abysmy cos zrobili z tym tematem po powrocie. Niestety wyjazd okazal sie jakby gwozdziem do trumny. Mozna nazwac do hustawka – dni byly albo radosne, albo gwaltownie wypelnione zloscia i pretensjami. Oczywiscie lalo sie takze sporo alkoholu, o ktory sie sprzeczalismy. Dzien przed wyjazdem mial miejsce incydent – wszystko bylo okej przez caly dzien, wieczorem chcialam go przytulic a on w zimny sposob mnie odepchnal. Poszlismy spac, by rano obudzic sie bez humoru. Wrzasnal na mnie, wybiegl z pokoju bez slowa i zgasil swiatlo. Od tamtej pory unikal mnie jak ognia, ignorowal, nie reagowal na jakiekolwiek proby kontaktu. Poprosilam aby wyszedl z mieszkania na jakis czas i przemyslal to jak mnie traktuje – on natomiast zaczal pakowac prawie wszystkie swoje rzeczy (czesc zostawil, powiedzial, ze wroci moze za kilka miesiecy po nie), wyszedl jak poparzony i dwa dni pozniej napisal sms, ze nie nie umiemy zyc przy sobie i on sie dusi mną. Ze nie jestem taka jak on i sie nie dogadamy (glownie przeszkadzal mi tylko temat alkoholu, jestem raczej osoba niekonfliktowa). Od tamtej pory nie reagowal juz na moje proby kontaktu. Kolezanka zobaczyla go na drugi dzien na portalu randkowym, ktory pozniej wykasowal. Nie do konca jest to dla mnie dojrzale zamkniecie tematu zwiazku. Dziwi mnie rowniez reakcja rodziny, ktora poradzila, ze mam sobie dac z nim spokoj bo zasluguje na kogos lepszego.
Nie wiem co robic – zadreczam sie co zrobilam nie tak, o co tu wlasciwie chodzi? Z jednej strony chcialabym zeby wrocil, bo mam obraz jego w dobrej wersji, ale jest tez jakby druga. Czy to ChAD? Czy taka osoba moze sie zmienic? Czy powinnam walczyc o niego? Czy takie osoby maja sklonnosc do powrotow?
Poradzcie proszę!