Witam!
Mam 25 lat, palę od jakichś 10 lat (pierwsze kilka zdarzało się to sporadycznie, ostatnie kilka non-stop, codziennie lub prawie codziennie). Przerabiałem też alkohol, dosłownie całą resztę ale to właśnie zioło do mnie przylgnęło i nie chce mnie opuścić, prawdopodobnie dlatego że początkowo wszystko działało dość niewinnie i rzadko to robiłem. Zacząłem z ciekawości jak to małolaci, potem długi czas tego nie robiłem albo robiłem sporadycznie i to było normalne, następnie paliłem często bo pomagało mi to zasnąć (miałem spore problemy ze snem, od dziecka), a potem już 'pomagało mi to na wszystko'.
W tym momencie zdaję sobie już sprawę z problemu (problemy ze sobą, w pracy, nauce, związku, rodzinie, na policji, długi...) jednak...nie potrafię przestać. Jak uda mi się nie palić dzień, parę dni to już wydaje mi się to wielkim sukcesem a odczucie jest takie, jakbym nie robił tego od lat. Spędzanie całych dni na haju (mimo pracy i nauki!) to dla mnie normalka. To że kilku kolegów powpadało przez to do paki a ja cudem tego uniknąłem też nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Ogólna demotywacja, pogorszenie formy fizycznej i zdrowia, zaniki i osłabienie pamięci, wieczne zmęczenie i niewyspanie, nieokreślony 'ból' wszystkiego, flaki zajechane od tragicznej diety lub jej braku.
Zazwyczaj ulegam zapaleniu pod pretekstem 'nagrodzenia siebie' za jakiś spełniony obowiązek i znów palę dzień za dniem, często rezygnując kosztem tego z innych nie tylko przyjemności ale nawet podstawowych potrzeb. Główną motywacją do palenia jest dla mnie nieradzenie sobie z rzeczywistością taką jaka jest na sucho, potrzeba 'wyciszenia' się na niektóre sprawy- kłótnia z kobietą, rodziną, jakieś niepowodzenie w pracy czy nauce i pierwsze co ten głos że MUSZĘ ZAPALIĆ, bo oszaleje. Od dawna używki były dla mnie formą ucieczki od problemów, dokładnie tym czym być nie powinny. Nie jaram bo tak uwielbiam ten stan (po takim czasie nie sprawia mi to już żadnej przyjemności), tylko dlatego żeby przez chwilę poczuć się 'mniej zakotwiczonym w rzeczywistości' której nie akceptuję i nie widzę realnych możliwości kształtowania jej na swój obraz.
W tej chwili jestem 'na głodzie', nie paliłem z 3 dni, chodzę po mieszkaniu paranoicznie szukając sobie zajęcia, nie mogę się skupić (myślę żeby zapalić i nie mogę przestać), odczuwam złość, walczę ze sobą żeby nie wyskoczyć po zaopatrzenie. Nie wiem co mam robić, czy w takiej sytuacji jest potrzebna detoksyfikacja albo czy w ogóle w przypadku trawki się takie coś robi? Nie wiem jak wygląda terapia uzależnień, ale wydaje mi się, że siadanie w kółku i mówienie 'cześć jestem X jestem narkomanem od 10 lat' jak na filmie jeszcze bardziej wepchnie mnie w nałóg i poczucie beznadziei.
Czy komuś z Was udało się z czegoś podobnego wyjść? Wiem że jest potrzebna silna wola wsparcie i cośtam cośtam wiadomo, ale to oczywiste, pytam o konkretne rozwiązania. Wiem że nie mogę już dłużej tak funkcjonować i jeżeli z tym nie skończę to będzie ze mną krucho.