Treść zablokowana przez moderatora
Cygan 2020-03-27 13:06:06
Ale jak tu żyć, kiedy nie ma się ani prawa jazdy, ani wykształcenia, tylko głodową rentę. Dziś dziewczyny na takich kawalerów wcale nie patrzą. A poza tym na lekach jako tako funkcjonujesz, ale nawet na seks czasem nie ma ochoty. Ludzie odpychają chorych na drugi plan, taka jest prawda. Miałem dwie dziewczyny, którym chciałem poświęcić życie, obie odeszły, chociaż się dla nich starałem. Pierwsza szybciej, druga później. Po tym nie umiałem już patrzeć na kobiety, zrozumiałem, że każda następna zrobi to samo. Dlatego schizofrenikom pisana jest samotność.
Cygan 2020-03-29 16:32:16
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Ludzie mają różne potrzeby. Najgorzej, że człowiek w młodym wieku angażuje się w niewłaściwe związki. Nie oszukujmy się - część z ludzi patrzy wyłącznie na swoją korzyść. Gdy mówiłem tym dziewczynom z małego miasteczka, o życiu na wsi, krzywo na to patrzyły, podobnie jak proponowałem utrzymywanie się z renty. Jeśli czyimś marzeniem jest poślubienie magistra, tylko takiego będzie akceptował. Choroba, nawet w lekkim stadium też wiele zmienia. Odrealnienie, które towarzyszy niektórym schizofrenikom powoduje, że druga osoba nie patrzy na niego poważnie, męczy ją ciągłe poprawianie swojego partnera, że jest inaczej niż on myśli. Szczególnie jeśli pojawiają się urojenia wielkościowe i różne inne kosmiczne, nie z tego świata. W moim doświadczeniu nie spotkałem się, aby miłość między dwojgiem ludzi była silniejsza niż choroba psychiczna, nawet jeśli dałoby się żyć na upartego i są ku temu warunki, żeby mieć rodzinę. Kobiety nie wszystkie są altruistkami. Niektóre są zwyczajnie wygodne.
Gość 2020-02-29 20:33:05
Witam. Jestem dziewczyną, mam 18 lat i ogólnie rzecz biorąc, nie radzę sobie z przebywaniem wśród ludzi.
Odkąd pamiętam byłam samotnikiem, bardzo trudno mi było nawiązać kontakt czy jakaś dłuższą relację z osobami w moim wieku. O ile w kontaktach typu 1:1 czy (ewentualnie) 1:2 nie było jeszcze tak źle, to w większych grupach nie odnajdywałam się wcale. A właściwie to nie odnajduję się - bo sytuacja trwa do tej pory, właściwie przez całe moje życie.
Aktualnie mam ,,chłopaka"/przyjaciela ( niby byliśmy w związku, ale zdaliśmy sobie sprawę że poza przyjaźnią nic nas nie łączy - trochę specyficzna relacja ) 1 koleżankę ( tą samą od ponad 4 lat ) i przyjaciela internetowego ( niestety nigdy nie widzieliśmy się na żywo, mimo kilku lat znajomości ). W klasie ( tej, jak i każdej poprzedniej ) lubiana nie jestem ( jako tako tolerują moją obecnośc ze 3 osoby, reszcie jestem po prostu obojętna ) i szczerze mówiąc to się nawet nie dziwię. Mam beznadziejnie umiejętności społeczne, nie potrafię rozmawiać z ludźmi w większych grupach.. Jeśli już to są to bardzo sztuczne ( z mojej strony ) i płytkie rozmowy. Szczytem mojego ,, życia towarzyskiego" są spotkania z tymi 2 osobami, od czasu do czasu w weekendy. I to tyle. Ewentualnie próbuje dołączyć się do ich znajomych czy bliższych osób, ale zawsze mam wrażenie że tam nie pasuje, nie jestem nikomu potrzebna...
Teoretycznie, być może opis sytuacji nie brzmi tak źle. Praktycznie, wygląda to tak, że w szkole sporą część dnia spędzam sama. Próbuje rozmawiać z osobami z którymi jako tako się dogaduje, o czymkolwiek, bo czasem fajnie jest porozmawiać nawet o przyslowiowej pogodzie. Poza szkołą mogę liczyć jedynie na te dwie osoby właśnie, z resztą i tak nie zawsze.
Staram się być miła dla innych, odzywać się pierwsza ( mimo, że to kosztuje mnie cholernie dużo wysiłku i stresu ). Mimo tego i tak mam wrażenie, że czego bym nie zrobiła i tak będę sama. Czuję się strasznie nudna i nieciekawa, albo irytująca, mam uczucie niedopasowania, wyizolowania. Dodatkowo, tak jak wspomniałam, przebywanie wśród ludzi kosztuje mnie sporo stresu, ciągle analizuję swoje wypowiedzi ( nałogowo wręcz ), bardzo boję się odrzucena, ehh...
Przez ponad 2 lata miałam problem ( właściwie, to mam do teraz, jednak nie w takim stopniu jak wcześniej ) z zaburzeniami odżywiania, po drodze doszła depresja, samookaleczenie pod różnymi postaciami. Niestety, między innymi w ten sposób nauczyłam się radzić z poczuciem samotności, niedopasowania, stresem.
Kiedyś ratowały mnie zainteresowania, nawet jeśli rozwijałam je w samotności. Dzisiaj nie widzę w nich sensu. Właściwie nie widzę go w niczym, poza jako takim przetrwaniem kolejnego dnia i dbaniem o to żeby nie zawieść tych kilku osób którym jeszcze na mnie zależy (?). Pomagają też nauka i codzienne obowiązki, bo przeciez nikt za mnie nie zda matury, nie posprząta w domu itp. A i do tego często ciężko mi się zebrać. Moje życie jest cholernie puste, ciężko mi się czyms zainteresowac, bo wszystko wydaje się być takie bez sensu.. Niby próbuje biegać, udzielam się w schronisku dla zwierząt, niby też chodzę do swojego wymarzonego biol chemu, a w praktyce przez większość czasu użalam się nad sobą, albo gapię się bez sensu w sufit/telefon. I za nic nie potrafię tego zmienić. Nie dziwię się więc, że inni nie mają ochoty mną rozmawiać, bo o czym? Jestem totalnie szara i nijaka, mało komunikatywma, nie wiem co i kogo lubię, nie wiem nawet jaki mam charakter, bo pogubiłam się już w tym wszystkim
Najlepsze jest to, że kiedyś fakt bycia samotnikiem mi nie przeszkadzał ani trochę.. Wręcz przeciwnie, czułam się z tym faktem dobrze, dopóki ktoś nie zwrócił mi o to uwagi Często bardziej czuję potrzebę nieodstawania od reszty, niż autentycznie mam ochotę nawiązać z kimś relacje. I tak jestem rozbita pomiędzy chęcią posiadania większej ilości ludzi wokół siebie, a chęcią przebywania w samotności właśnie.
Nie miałam pomysłu, gdzie mogę dodać swój post, na forum trafiłam przypadkiem. Wiem, że jest on długi, ale chcialam dokładnie opisać sytuację. Proszę o radę, kopa w tyłek na ogarnięcie się, cokolwiek, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. W głowie mam totalny mętlik..
PS1: Nie jest tak, że patrzę na innych z góry czy ich nie lubię ( co mi kiedyś zarzucono ), chociaż zdaje sobie sprawę że mogę być tak postrzegana. Większość osób z mojego otoczenia akceptuje, sporą część nawet lubię. Staram się być miła dla innych, widzieć ich pozytywne cechy, cieszę się jak uda mi się z kimś porozmawiać.
PS2: Na terapię chodziłam w związku z zaburzeniami odżywiania głowie, jednak zakończyłam ją kilka miesięcy temu. Depresja także stwierdzona przez specjalistę, nie wyczytana w internecie ;) ( niby oczywiste, ale jednak nie dla wszystkich :') )