Reklama:

Kiepskie relacje z ludźmi, brak umiejętności nawiązywania znajomości, pustka... (19)

zaloguj się, aby wykonać akcję na forum

wątek zamknięty, nie można dodawać postów

Forum: Kółko wsparcia psychicznego

Początkujący
27-03-2020, 13:53:57

Treść zablokowana przez moderatora

Początkująca
28-03-2020, 12:09:04

Cygan 2020-03-27 13:06:06
Ale jak tu żyć, kiedy nie ma się ani prawa jazdy, ani wykształcenia, tylko głodową rentę. Dziś dziewczyny na takich kawalerów wcale nie patrzą. A poza tym na lekach jako tako funkcjonujesz, ale nawet na seks czasem nie ma ochoty. Ludzie odpychają chorych na drugi plan, taka jest prawda. Miałem dwie dziewczyny, którym chciałem poświęcić życie, obie odeszły, chociaż się dla nich starałem. Pierwsza szybciej, druga później. Po tym nie umiałem już patrzeć na kobiety, zrozumiałem, że każda następna zrobi to samo. Dlatego schizofrenikom pisana jest samotność.
Tak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Ale po zagłębieniu się w zjawisko, wcale nie musi tak być. Wielu zdrowych ludzi myśli tak samo, bo pewne dziewczyny z nimi nie wytrzymały. Jednak istnieją ludzie, których potrzeby będą pokrywały się z Twoimi. Istnieją osoby, które będą doskonale czuły się właśnie w takim typie relacji, jaki akurat Ty możesz zaoferować. Może ktoś, kto nie będzie miał ochoty na seks tak samo, jak Ty, albo ktoś, kto będzie cierpiał na podobne trudności lub zaburzenia... Albo ktoś zdrowy, komu będzie odpowiadało to, co możesz zaoferować i nie będzie potrzebował od Ciebie więcej. Ludzi są różni, mają różne potrzeby. Dobrze, żeby trafić na kogoś, kto będzie miał podobne lub będzie na tyle kompatybilny, że będziecie się uzupełniać lub wspierać. To jest możliwe.
"Trwała, głęboka i autentyczna przemiana możliwa jest tylko wtedy, gdy równolegle dotykamy strefy ciała oraz umysłu” A. Lowen Psycholog online, psycholog Wrocław, terapeuta holistyczny
Początkujący
29-03-2020, 14:32:16

Trudno się z Tobą nie zgodzić. Ludzie mają różne potrzeby. Najgorzej, że człowiek w młodym wieku angażuje się w niewłaściwe związki. Nie oszukujmy się - część z ludzi patrzy wyłącznie na swoją korzyść. Gdy mówiłem tym dziewczynom z małego miasteczka, o życiu na wsi, krzywo na to patrzyły, podobnie jak proponowałem utrzymywanie się z renty. Jeśli czyimś marzeniem jest poślubienie magistra, tylko takiego będzie akceptował. Choroba, nawet w lekkim stadium też wiele zmienia. Odrealnienie, które towarzyszy niektórym schizofrenikom powoduje, że druga osoba nie patrzy na niego poważnie, męczy ją ciągłe poprawianie swojego partnera, że jest inaczej niż on myśli. Szczególnie jeśli pojawiają się urojenia wielkościowe i różne inne kosmiczne, nie z tego świata. W moim doświadczeniu nie spotkałem się, aby miłość między dwojgiem ludzi była silniejsza niż choroba psychiczna, nawet jeśli dałoby się żyć na upartego i są ku temu warunki, żeby mieć rodzinę. Kobiety nie wszystkie są altruistkami. Niektóre są zwyczajnie wygodne.
Początkująca
30-03-2020, 13:57:14

Cygan 2020-03-29 16:32:16
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Ludzie mają różne potrzeby. Najgorzej, że człowiek w młodym wieku angażuje się w niewłaściwe związki. Nie oszukujmy się - część z ludzi patrzy wyłącznie na swoją korzyść. Gdy mówiłem tym dziewczynom z małego miasteczka, o życiu na wsi, krzywo na to patrzyły, podobnie jak proponowałem utrzymywanie się z renty. Jeśli czyimś marzeniem jest poślubienie magistra, tylko takiego będzie akceptował. Choroba, nawet w lekkim stadium też wiele zmienia. Odrealnienie, które towarzyszy niektórym schizofrenikom powoduje, że druga osoba nie patrzy na niego poważnie, męczy ją ciągłe poprawianie swojego partnera, że jest inaczej niż on myśli. Szczególnie jeśli pojawiają się urojenia wielkościowe i różne inne kosmiczne, nie z tego świata. W moim doświadczeniu nie spotkałem się, aby miłość między dwojgiem ludzi była silniejsza niż choroba psychiczna, nawet jeśli dałoby się żyć na upartego i są ku temu warunki, żeby mieć rodzinę. Kobiety nie wszystkie są altruistkami. Niektóre są zwyczajnie wygodne.
Myślę, ze każdy powinien działać w zgodzie ze swoimi pragnieniami, celami, w zgodzie ze sobą. Jeśli ktoś nie chce być z osobą chorą psychicznie, to źle by było, gdyby swoim kosztem na siłę próbował. Ale to też nie świadczy o "wygodnictwie". Jeśli każdy działa tak, by dbać o siebie, to wtedy dopiero może dać wsparcie drugiej osobie. inaczej robi się bałagan...
"Trwała, głęboka i autentyczna przemiana możliwa jest tylko wtedy, gdy równolegle dotykamy strefy ciała oraz umysłu” A. Lowen Psycholog online, psycholog Wrocław, terapeuta holistyczny
Wtajemniczona
18-10-2020, 13:28:32

Dokładnie tak jest. Ludzie sa interesowni... Osoba chora ma malo do zaoferowania. Malo perspektyw. Ja np mam taki dół, ze często spie... Ponoc jestem za malo aktywna, nic nie robie z soba. To odchodza... Chcą byc z kimś dającym profity. Umówmy sie - czysta miłość nie istnieje. Kocha sie zawsze za coś
Początkujący
18-10-2020, 22:03:10

Czysta miłość istnieje, ale tylko w jedną stronę. I to przeważnie tak jest, że to dziewczyny są interesowne.
Początkujący
18-10-2020, 22:11:36

Treść zablokowana przez moderatora

Początkująca
12-11-2020, 13:30:39

Gość 2020-02-29 20:33:05
Witam. Jestem dziewczyną, mam 18 lat i ogólnie rzecz biorąc, nie radzę sobie z przebywaniem wśród ludzi.
Odkąd pamiętam byłam samotnikiem, bardzo trudno mi było nawiązać kontakt czy jakaś dłuższą relację z osobami w moim wieku. O ile w kontaktach typu 1:1 czy (ewentualnie) 1:2 nie było jeszcze tak źle, to w większych grupach nie odnajdywałam się wcale. A właściwie to nie odnajduję się - bo sytuacja trwa do tej pory, właściwie przez całe moje życie.
Aktualnie mam ,,chłopaka"/przyjaciela ( niby byliśmy w związku, ale zdaliśmy sobie sprawę że poza przyjaźnią nic nas nie łączy - trochę specyficzna relacja ) 1 koleżankę ( tą samą od ponad 4 lat ) i przyjaciela internetowego ( niestety nigdy nie widzieliśmy się na żywo, mimo kilku lat znajomości ). W klasie ( tej, jak i każdej poprzedniej ) lubiana nie jestem ( jako tako tolerują moją obecnośc ze 3 osoby, reszcie jestem po prostu obojętna ) i szczerze mówiąc to się nawet nie dziwię. Mam beznadziejnie umiejętności społeczne, nie potrafię rozmawiać z ludźmi w większych grupach.. Jeśli już to są to bardzo sztuczne ( z mojej strony ) i płytkie rozmowy. Szczytem mojego ,, życia towarzyskiego" są spotkania z tymi 2 osobami, od czasu do czasu w weekendy. I to tyle. Ewentualnie próbuje dołączyć się do ich znajomych czy bliższych osób, ale zawsze mam wrażenie że tam nie pasuje, nie jestem nikomu potrzebna...
Teoretycznie, być może opis sytuacji nie brzmi tak źle. Praktycznie, wygląda to tak, że w szkole sporą część dnia spędzam sama. Próbuje rozmawiać z osobami z którymi jako tako się dogaduje, o czymkolwiek, bo czasem fajnie jest porozmawiać nawet o przyslowiowej pogodzie. Poza szkołą mogę liczyć jedynie na te dwie osoby właśnie, z resztą i tak nie zawsze.
Staram się być miła dla innych, odzywać się pierwsza ( mimo, że to kosztuje mnie cholernie dużo wysiłku i stresu ). Mimo tego i tak mam wrażenie, że czego bym nie zrobiła i tak będę sama. Czuję się strasznie nudna i nieciekawa, albo irytująca, mam uczucie niedopasowania, wyizolowania. Dodatkowo, tak jak wspomniałam, przebywanie wśród ludzi kosztuje mnie sporo stresu, ciągle analizuję swoje wypowiedzi ( nałogowo wręcz ), bardzo boję się odrzucena, ehh...
Przez ponad 2 lata miałam problem ( właściwie, to mam do teraz, jednak nie w takim stopniu jak wcześniej ) z zaburzeniami odżywiania, po drodze doszła depresja, samookaleczenie pod różnymi postaciami. Niestety, między innymi w ten sposób nauczyłam się radzić z poczuciem samotności, niedopasowania, stresem.
Kiedyś ratowały mnie zainteresowania, nawet jeśli rozwijałam je w samotności. Dzisiaj nie widzę w nich sensu. Właściwie nie widzę go w niczym, poza jako takim przetrwaniem kolejnego dnia i dbaniem o to żeby nie zawieść tych kilku osób którym jeszcze na mnie zależy (?). Pomagają też nauka i codzienne obowiązki, bo przeciez nikt za mnie nie zda matury, nie posprząta w domu itp. A i do tego często ciężko mi się zebrać. Moje życie jest cholernie puste, ciężko mi się czyms zainteresowac, bo wszystko wydaje się być takie bez sensu.. Niby próbuje biegać, udzielam się w schronisku dla zwierząt, niby też chodzę do swojego wymarzonego biol chemu, a w praktyce przez większość czasu użalam się nad sobą, albo gapię się bez sensu w sufit/telefon. I za nic nie potrafię tego zmienić. Nie dziwię się więc, że inni nie mają ochoty mną rozmawiać, bo o czym? Jestem totalnie szara i nijaka, mało komunikatywma, nie wiem co i kogo lubię, nie wiem nawet jaki mam charakter, bo pogubiłam się już w tym wszystkim
Najlepsze jest to, że kiedyś fakt bycia samotnikiem mi nie przeszkadzał ani trochę.. Wręcz przeciwnie, czułam się z tym faktem dobrze, dopóki ktoś nie zwrócił mi o to uwagi Często bardziej czuję potrzebę nieodstawania od reszty, niż autentycznie mam ochotę nawiązać z kimś relacje. I tak jestem rozbita pomiędzy chęcią posiadania większej ilości ludzi wokół siebie, a chęcią przebywania w samotności właśnie.
Nie miałam pomysłu, gdzie mogę dodać swój post, na forum trafiłam przypadkiem. Wiem, że jest on długi, ale chcialam dokładnie opisać sytuację. Proszę o radę, kopa w tyłek na ogarnięcie się, cokolwiek, żeby mieć jakiś punkt odniesienia. W głowie mam totalny mętlik..
PS1: Nie jest tak, że patrzę na innych z góry czy ich nie lubię ( co mi kiedyś zarzucono ), chociaż zdaje sobie sprawę że mogę być tak postrzegana. Większość osób z mojego otoczenia akceptuje, sporą część nawet lubię. Staram się być miła dla innych, widzieć ich pozytywne cechy, cieszę się jak uda mi się z kimś porozmawiać.
PS2: Na terapię chodziłam w związku z zaburzeniami odżywiania głowie, jednak zakończyłam ją kilka miesięcy temu. Depresja także stwierdzona przez specjalistę, nie wyczytana w internecie ;) ( niby oczywiste, ale jednak nie dla wszystkich :') )
Cześć. Przeczytałam Twój post sama szukając porady. Widzę, że jesteśmy w podobnej sytuacji (zaburzenia odżywiania, depresja, przeżycia z rówieśnikami). Chociaż ja jestem trochę starsza. Też próbuję jakoś poradzić sobie ze swoim upośledzeniem społecznym. Mam 2 koleżanki, które poznałam 3 lata temu w pracy. Ale mam problem z nazwaniem tego przyjaźnią. Poza tym większość kontaktów spaliłam za sobą jak mosty. Mam partnera, od 2,5 roku, który okazał się bardzo cierpliwą i ciepłą osobą. Dzięki niemu w zasadzie zaczęłam prostować powoli moje zawiłe relacje i podejście do nich. To jest taki dziwny dysonans pomiędzy potrzebą przebywania w swoim cichym świecie a strachem przed samotnością. Mam takie wrażenie jakbym popełniła jakiś błąd gdzieś w przedszkolu/podstawówce i kiedy wszyscy znajdowali sobie kumpli do szaleństw ja siedziałam i rozmyslalam i nie zdążyłam podłapać tego warsztatu. Nie wiem czy Ci to pomoże, mnie trochę pomogło (poza terapią oczywiście, to tylko taka koleżeńska porada :) ) - jakiś czas temu byłam u pani doktor (nie psychiatry, randomowa sytuacja) i ona polecila mi książkę Podróż do mojego wewnętrznego domu. Myślę że sam ten tytuł można potraktować jako ćwiczenie. Dzięki temu zaczęłam wewnętrzną dyskusję ze sobą o tym jakby to było gdybym na chwilę znów mogła być 5cio letnią sobą i gdybym mogła z perspektywy ówczesnej beztroski obrać kurs na swoje życie. Jakby to było popatrzeć na to wszystko i na siebie bez całego gównianego bagazu, który uzbierał się przez lata życia w społeczeństwie. Tak jak pisalam nie wiem czy Tobie to pomoze, ale pomyślałam że napiszę. Poza tym z takich inspirujacych produktów kultury polecam niektóre wystąpienia na TedX. Poruszają naprawdę różne tematy, również te jak powyżej. To tyle w sumie, pozdrawiam i trzymam kciuki.
gość
05-01-2021, 19:55:06

Odkad żyję mam jakieś takie dziwne i kiepskie relacje z ludźmi. W szkole nigdy nie byłam traktowana normalnie, poważnie. Ludzie się ze mnie wyśmiewali, bo byłam jedną z tych co chce im się uczyć,a nie tą,której chce się gadać na jakieś głupie tematy. Gwoździem do trumny była sytuacja, która poniekąd przekreśliła dalszą możliwość mojego kształcenia. Ludzie, ktorych uważałam za przyjaciół mnie olali.Bardzo zawiodłam się na ludziach,bo często załatwiali sprawy za moimi plecami. Od tamtego czasu wolę samotność. Ludziom nie ufam i chyba już ich nie polubie. Mam chłopaka, ale większą radość sprawa mi siedzenie w ciszy z psem. Ostatnio zmieniłam stanowisko pracy i czuję się o niebo lepiej, bo dużo mniej ludzi pracuje ze mną i mogę się wyciszyć. Powiedziałam mojej mamie, że wolę samotność niż bycie z innymi ludźmi. Stwierdziła, że tak mówię, bo jestem młodą, ale że na stare lata bym cierpiała i nikt mi szklanki nie poda. Ale tak jak mówię mnie cieszy samotność i przebywanie z dala od ludzi. Czasem się zastanawiam czy to jest normalne?Bo z roku na rok coraz mnie lubię ludzi.

zaloguj się, aby dodać odpowiedź

Reklama:
Reklama:
Reklama: