Suri3 2019-02-13 12:00:52
Pamiętam, kiedy wyprowadzałam się od "chadowca" powiedział mi z troską z że żałuje że tak się skończyło, że przegrał z chorobą...
On teraz wiem że radzi sobie nieźle, ale ja jestem wrakiem człowieka. Nie wiem ile czasu musi minąć...
Przegrał w trakcie leczenia? Czy dlatego, że nie rozpoczął ? Małżonek mój jeszcze nie ma tej świadomości aby poprosić lekarza o pomoc natomiast po 1,5 roku leczenia córki widzę bardzo dużą poprawę. Pierwsze pól roku było bardzo trudne, rozchwianie emocji raz szybkie, nagłe, czasami w odstępach kilkudniowych, zawsze jednak odmienne od naturalnego. Tak ważna obserwacja Jej dla ustawienia leków, utrudniona była wówczas w okresie gdy była w szkole /dodam, że bardzo konserwatywnej, więc starałam się radzić sobie sama/ , zmieniło się na dobre dopiero po dwumiesięcznym pobycie w szpitalu, prawidłowym ustawieniu leków, terapii, terapii grupowej i gdy zaangażowałam wychowawcę klasy. Nastroje córki wyrównały się do takiego poziomu jaki mają zwykle nastolatki. Tąpnięcia następują z zegarmistrzowską dokładnością po tych spotkaniach z tatą, których nie chciałby nikt pamiętać, po tych przez niego odwołanych lub zapomnianych, ze miały się odbyć, po sms-ach "nie spotkamy się, mam plany" itd.. I odwrotnie, radość powraca gdy Tata jest dawnym sobą. Dlatego tak mi zależy aby rozpoczął terapię. Nawet moim kosztem.