Cześć wszystkim. Piszę, bo jestem w sytuacji, która mnie przerosła i nie wiem, co jest prawdą, a co nie. Chcę zrozumieć, czy to ja się pogubiłem, czy faktycznie coś się wydarzyło.Mam 44 lat, jestem mężem i ojcem. Nigdy nie podejrzewałem żony o zdradę, aż do wydarzenia z czerwca tego roku.Punkt wyjściowy – nagranie z telefonu (czerwiec, środa)Zostawiłem telefon w domu i nagrałem.
Kiedy to odsłuchałem, usłyszałem, jak żona ma orgazm i jak rozmawia z kimś. Brzmiało to jednoznacznie.
To był moment, który mnie zmroził.
W tamtej chwili byłem absolutnie pewny, że słyszę, co słyszę.
W panice pokazałem to bratu – on stwierdził, że „to żaden dowód”, że “po co mi to”, i namówił mnie, żebym usunął nagranie.Usunąłem, bo byłem w szoku, roztrzęsiony, nie myślałem logicznie.Od tamtej chwili wszystko się posypało
Przez ostatnie ~6 miesięcy próbuję zrozumieć, co to było.
Wciąż wracałem do tego tematu, bo dla mnie to był najważniejszy i najbardziej bolesny moment w życiu.
Żona przez ten czas mówi, że „nic takiego nie było”, że „mam urojenia”, że „szkaluję ją i robię jej terror psychiczny, bo ciągle ją wypytuję”.Reaguje złością, agresją, krzykiem, mówi, że „nie ma już siły”, „że ją niszczę”, „mam przestać wracać do wymyślonych rzeczy”. Psychiatra, diagnoza, leki
W końcu, pod presją sytuacji, poszedłem do psychiatry.
Powiedziałem o nagraniu, o tym, że żona zaprzecza wszystkiemu. Psychiatra stwierdził, że to mogą być „urojenia” i przepisał mi leki farmakologiczne. Ale dla mnie problem jest taki, że ja pamiętam bardzo wyraźnie to, co usłyszałem. I to nie jest pojedyncza myśl – to był konkretny dźwięk, konkretna reakcja, konkretna sytuacja.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jak miałbym to wszystko „wymyślić”. Teraz jestem między młotem a kowadłem
Żona twierdzi, że ją szkaluję. Psychiatria twierdzi, że mam urojenia. A ja pamiętam nagranie. Nie mam jednak dowodu, bo je skasowałem. Wiem, że przez te 6 miesięcy wracania do tematu mogłem ją niesamowicie zmęczyć.
Ale ja nie potrafię wymazać z głowy czegoś, co słyszałem.
Dlatego piszę tutaj. Potrzebuję spojrzeń ludzi, którzy przeżyli podobne rzeczy: Czy ktoś z Was miał taką sytuację, że coś usłyszał, a druga strona zaprzeczała do końca?
Czy zdarzyło Wam się, że psychiatrzy diagnozowali „urojenia”, a potem okazywało się, że zdrada była realna?
Jak odróżnić traumę po zdradzie od faktycznego zaburzenia? Jak z tego wyjść z głową?Każdy komentarz będzie dla mnie pomocą. Dziękuję każdemu, kto przeczytał.