Artykuł przedstawia jak w historii i kulturze zmieniało się podejście do osób z zaburzeniami psychicznymi.
Woda, która była rozumiana jako praźródło i zarazem śmierć wszystkiego, symbolizowała mroczny nieporządek, chaos, który stał w opozycji do dojrzałego i jasnego umysłu. Na początku średniowiecza szaleństwo spotkało sie ze stygmatyzacją i odsunięciem od społeczeństwa. Dopiero pod koniec epoki zaczęto interesować się nim jako łącznikiem między życiem a śmiercią. Średniowieczni uważali, że pomimo wrodzonych wad osoby upośledzone psychicznie niosą ze sobą wielką mądrośc życiową( stąd postać wioskowego głupka). Wierzono, że w ludziach chorych psychicznie rezydują dobre duchy, uważano też, że są oni pod opieką samego Boga. Od wieku XI we Włoszech dominowała tzw. szkoła medyczna z Salerno. Pod wpływem jej idei znalazło się wiele medyków i mniszek „oświeconego” XII wieku, m.in. słynna Hildegarda z Bingen (1098 – 1179). Główną wówczas znaną i konceptualizowaną chorobą nerwową była histeria, której przyczyn już w starożytności doszukiwano się w wędrującej po ciele macicy. Inne problemy tłumaczono strukturą i ekonomią płynów cielesnych, które wyznaczały stan choroby, ale też podstawowe typy temperamentu: choleryczny, melancholiczny, sangwiniczny i flegmatyczny. Warto jednak pamiętać, że zarówno Hildegarda, jak też inni medycy tego czasu byli biegli w stosowaniu leczniczym różnych ziół. W renesansie ludzie zaczęli bardziej przykładać wagę do życia po śmierci. Tym samym przewodnikiem pochodu śmierci uczyniono głupca, szaleńca. Miało to również znaczenie symboliczne, gdyż szaleniec nie zdawał sobie sprawy z powagi śmierci. W owym czasie najstraszniejszym objawem zbiorowej psychozy były polowania na czarownice.
Ludzie wierzyli, że niektórzy zawarli pakt z szatanem w celu uzyskania magicznych mocy. Za pomocą tortur wymuszane były mało wiarygodne zeznania, często wielokrotnie powielane przez samych oskarżycieli. Ofiarami padali często ludzie starsi z objawami demencji lub innych chorób właściwych wiekowi starczemu. Często na stosy trafiały osoby obłąkane nie kontrolujące swoich poczynań ani słów. Im właśnie najprościej było wmówić winę. Wiek XV został nazwany wiekiem szaleństwa, ponieważ w tym okresie obłęd rozumiano jako doświadczenie mistyczne, zbliżające człowieka do Boga i w związku z tym jako coś, czego należy się bać i co wzbudza respekt. Obłąkani byli znaczeni krzyżem wygolonym na głowie. Później, w dobie klasycyzmu, takie stanowisko ustąpiło miejsca akademickim doktrynom i tym samym szaleńcy wkroczyli w wymiar etyczny lub naukowy. Wraz z upływem czasu pojawił się szpital dla obłąkanych, “dom wariatów”, gdzie izolowano tych, którzy nie potrafili lub nie chcieli podporządkować się normom. W XVII i XVIII wieku chorzy psychicznie byli zamykani razem z pacjentami cierpiącymi na choroby weneryczne i zmuszani do odbycia terapii (polegającej na biczowaniu, upuszczaniu krwi, lodowatych prysznicach itp.) W renesansie również naukowo zajęto się badaniem manii i melancholii, czego efektem jest podzielenie manii na odmianę ze śmiechem (łagodniejszą) i zwierzęcy obłęd (najbardziej niebezpieczną).
Największym źródłem informacji o melancholii stała się encyklopedia „Anatomy of Melancholy” autorstwa Roberta Burtona, wykładowcy Oxfordzkiego. Dzieło przedstawiało wiele przypadków choroby z opisami i sposobami leczenia. W XVII wieku zwrotem historycznym w leczeniu było odkrycie przez lekarza Thomasa Willisa pojęcia neurologii. Willis zlokalizował funkcje umysłowe w określonych obszarach mózgu, stworzył również koncepcje ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego. Albrecht von Haller utrzymywał, że decydującymi symptomami obłędu są przekonania, które mylono z rzeczywistością. Haller twierdził, że źródłem obłędu jest ciało. W tym duchu powstało wiele nowych nazw dla choroby umysłowej jak na przykład „histeria”, która to nazwa szczególnie szybko się rozpowszechniła i pozostała w użyciu aż do XIX wieku służąc za określenie dla każdego stanu odmiennego od zdrowia psychicznego. Przez długie lata w Europie Zachodniej szaleńców i ludzi upośledzonych zamykano w miejscach odosobnienia. Na wschodzie zaś spełniali oni funkcję dziada wędrownego, głupka wioskowego – bożego głupca, lub jak zwali go Słowianie wschodni:jurodiwego.