Mam juz dosyc....bardzo chcialabym z kims porozmawiac o tym co we mnie siedzi choc samej ciezko mi to opisac. Czy jest cos zlego, w tym, ze ktos do mnie zagada, usmiechnie sie, zazartuje? oczywiscie ze nie! czesto unikam ludzi i sytuacji w ktorych moge sie zaczerwienic. Niedawno jechalam z moim chlopakiem samochodem, zobaczylam mojego bylego chlopaka i momentalnie sie zaczerwienilam. Dlaczego? nie wiem....Moj obecny chlopak nie wie co mi dolega. Mysli ze zarumienilam sie dlatego, bo cos ukrywam...wstydze sie mu o tym powiedziec. On jest jedyna osoba przy ktorej czuje sie swobodnie i boje sie ze jak mu powiem co mi jest, to juz caly czas bede sie przy nim czerwienic. Codziennie modle sie o to bym mogla zyc normalnie. prosze Boga by to sie w koncu skonczylo. Czasem placze cala noc...chce by ludzie dali mi spokoj. Jestem osoba gleboko wierzaca dlatego samobojstwa do siebie nie dopuszczam...choc czasem nie potrafie zniesc swojego towarzystwa. Mialam ostatnio wesele znajomej...uczucie przed nim bylo okropne. Bylam przekonana, ze nie raz sie zaczerwienie. Dlugo sie modlilam zanim poszlam i postanowialm tez czegos sprobowac. Wlączylam sobie wolna muzyke usiadlam na lozku zamknelam oczy i gleboko oddychalam. Lzy mi same lecialy...nie wiem czemu. Na weselu swietnie sie bawilam i ani razu sie nie zarumienilam...przynajmniej nie czulam. To byl chyba wyjatek. Teraz wszystko wraca. Chce sie tego pozbyc, ale nie za pomoca lekow czy psychiatry...czy jest jakis sposob dzieki ktoremu sama bede mogla to ograniczyc? Prosze o rady. pozdrawiam...