Cześć!
Podzielę się z wami moją historią i chciałbym usłyszeć, co sądzicie o całej sytuacji.
Trzy i pół roku temu poznałem (kontakt przez stronę do nauki języków), kilkanaście lat ode mnie młodszą, dziewczynę. Pierwszy raz spotkaliśmy się w maju 2018. Dziewczyna, jak się wkrótce okazało, była świeżo po rozstaniu z mężem (podobno ją gwałcił, do wtedy nie wzięła rozwodu) i miewała stany depresyjne. Jest obcokrajowcem, więc była w Polsce nieco wyobcowana. Pomogłem jej się otrząsnąć, a jednocześnie prędko po uszy się w niej zakochałem.
Pod moim wpływem rzuciła niesatysfakcjonującą pracę i wyjechaliśmy na dwumiesięczne wczasy za granicę. Po powrocie zamieszkała ze mną i podjęła pracę, w której mogła się realizować jako muzyk (ma wykształcenie muzyczne). Układało się nam.
Po roku (dokładnie w maju) oświadczyła, że odchodzi - argumentem była sprawa mojego niewybrednego komplementu pod adresem innej kobiety w prywatnej rozmowie na fb. Miała prawo poczuć się urażona, uprosiłem ją, żeby została. Krótko później (około sierpnia) nasiliło się u niej natręctwo wyrywania włosów i szukała dla siebie psychiatry.
W drugą rocznicę związku (w maju) zażądała, bym spał osobno, kilka tygodni później wyjechałem do pracy za granicę, a ona miała po miesiącu dojechać - niestety - z powodu pandemii jej przyjazd się opóźnił. W tym czasie kilka tygodni nie spała i nie jadła, nocami sprzątała mieszkanie. Przyjechała do mnie po dwóch miesiącach, byliśmy cali w skowronkach, ale początkowo nie układało nam się w łóżku. Czuć było jej potężną frustrację, znów zwiała ze wspólnego łóżka. Wyznała, że mnie już nie kocha. Dziesiąta noc była absolutnie namiętna, rano wycałowała mnie w progu, i gdy już byłem w pracy, napisała, że wyjeżdża i że wróci za kilka dni.
Ślad się urwał. Kontakt, raz jak z naćpaną, innym razem, jak z psychoanalitykiem. Zarzucała mi, że ją gwałciłem, to samo mówiła mojej matce. W końcu bardzo chłodno i stanowczo powiedziała, że to koniec, że się ze mną rozstała. (wciąż ze mną mieszkała i cały jej dobytek był w moim mieszkaniu). Tygodnie szarpaniny i nie można się było dowiedzieć co się z nią dzieje. Bałem się o nią, bo jej zachowanie wydawało się chore.
Pod presją zgłoszenie sprawy do Interpolu, wróciła po półtoramiesięcznej nieobecności. Po przylocie do Polski wynajęła sobie mieszkanie. Kolejnego rana przyszła do mnie po swoje rzeczy. Była zaniedbana. Wzięła prysznic, zrobiłem jej śniadanie i zasnęła. Zaniosłem ją do łóżka i kilka godzin spała. Pomyślałem, że chyba do mnie wróciła.
Wstała i zaczęła się pakować, zbaraniałem, wywiązała się kłótnia i w trakcie dowiedziałem się prawdy: Moja ukochana spędziła półtora miesiąca w jednym z krajów Europy Zachodniej, została do niego przemycona, żeby ominąć restrykcje pandemiczne. Zamieszkała z guru medytacji, była jego dziewczyną i rozwijała się przy nim muzycznie. Wcześniej ateistka, nagle zaczęła gadać o energiach i Bogu.
Po awanturze jakoś ją przy sobie zatrzymałem. Załatwiłem jej wizytę u psychiatry, który postawił diagnozę: - CHAD. Leki przyjmowała krótko, ale między nami się poprawiło i znów mówiła, że mnie kocha.
Tej wiosny zaprzyjaźniła się z muzykiem, w maju (tradycyjnie) poprosiła, żebym spał osobno. Na kilka nocy pojawił się u niej problem ze snem i znów chciała się rozstać. Przekonywała, że to nie mania, bo tym razem jadła normalnie. Następne miesiące coraz częściej podskakiwała z telefonem w ręce, gdy wchodziłem do pokoju. Na wczasach przyłapywałem ja na pisaniu po kryjomu z innym mężczyzną. Znów się dowiedziałem, że mnie nie kocha. Po wczasach pojechaliśmy do jej rodziny, której mnie pierwszy raz przedstawiła, ale było między nami coraz gorzej. Ostatni dwa tygodnie widziałem w niej chaotyczność i nerwowość. Przestała się witać z ludźmi z mojej rodziny. W końcu sprokurowała kłótnię i bez powodu wpadła w szał. Wykrzyczała się i opuściła mieszkanie. Dwa dni później powiedziała, że się wyprowadza. Ostatniej nocy poszedłem do niej do pokoju i spytałem, czy mogę się przytulić. Zgodziła się, kochaliśmy się, jak nigdy. Rano zniosłem jej rzeczy i rozstaliśmy się w zgodzie.
Natychmiast zerwała ze mną kontakt. Mieszkamy teraz w jednej wsi (ja ją tutaj przywiozłem), ale osobno. Półtora tygodnia później się z nią spotkałem. Czułem, że traktuje mnie jak wroga. Zero empatii z jej strony. Powiedziała, że romansowała, gdy ze mną była i jest zakochana w innym.
Od rozstania minął miesiąc. Rozmawiałem z nią dzisiejszego dnia. Początkowo próbowała mnie zdominować i poniżyć — nie dałem się wyprowadzić z równowagi. Trzymała mnie na półtora metra i pilnowała, żebym się nie zbliżał. Rozmawiała trzeźwo i wyglądała dobrze. Myślę, że jest zakochana. Przekonuje, że nigdy nie miala CHAD, że ucieczka z poprzedniego roku była wynikiem jej trudnego dzieciństwa (częste przeprowadzki i rozstanie rodziców), a głównie tego, że mnie nie kochała. Obraz z ostatniej rozmowy jest taki, że wszystko, co złe, to ja, a ona była ofiarą.
W pracy jej się układa, osoby z jej pracy wspierały ją w trakcie rozstania ze mną.
Czuję się z tym wszystkim parszywie. Nie jestem ideałem, ale kochałem ją. Dopuszczam myśl, że po prostu związała się z odpowiedniejszym dla siebie mężczyzną. Przez długi czas czułem się odpychany i sfrustrowany. Zdecydowanie nie byłem najlepszą wersją siebie. Nie liczę, że ją odzyskam, ale powiedzcie, tak na własnego nosa:
Czy moja była ma CHAD?
(mnie niemal przekonała, że jest zdrowa, tylko ten brak empatii i samokrytycyzmu jest zaskakujący).